W okolicznościach okupowanej Polski, w której trwała eksterminacyjna polityka wobec Żydów, można było liczyć tylko na cud. Ojciec autora był szanowanym i poważanym właścicielem fabryki nawozów sztucznych w Oświęcimiu, stąd rodzina otrzymała jakby specjalną ochronę.
Rodzina autora jako jedyna została pobłogosławiona spośród żegnającego go tłumu słowami: „Życzę ci, abyście ty, twoja żona i twoje dzieci zostali przy życiu i aby udało się wam szczęśliwie przejść przez wojnę”. Być może te słowa wypowiedziane przez rabina dały im siłę i splot wydarzeń, przez które dążyli do ocalenia. Poprzez tułaczkę, głód, wszy, choroby, poniżanie, wszechobecną i powszechną śmierć, okrucieństwo, pchani do czynów ponad siły, których autor do dziś nie jest w stanie pojąć.
Oświęcim w oczach Schonkera jest najpierw symbolem ocalenia Żydów, dopiero potem miejscem ich zagłady. Autor, zapominając o narodowości, podzielił ludzi po prostu na dobrych i złych, bo Niemiec ratował Żyda, Żyd pomagał Niemce, a Polak Żydowi. Wszystko rozgrywało się w świecie emocji bardzo wrażliwego dziecka, które w momencie wybuchu wojny miało osiem lat. To co w oczach ocalałych wyglądało jak przypadek, właściwie nie było przypadkowe. Wszystko miało swój sens i cel, służyło jednemu – ocaleniu. Po to ocalał, by nam to pokazać.

Jeśli ktoś interesuje się tematyką Holocaustu, nie może ominąć tej książki. Poruszająca, zadziwiająca, wywołująca dreszcze.