Autorowi udało się fenomenalnie oddać klimat międzywojnia. Słowa i składnia, którymi operuje dodają powieści smaczku, to taka wisienka na torcie. Styl nie jest przesadzony, wszystko tu „gra i buczy”.

Dostajemy barwnie zarysowane tło i bohaterów. Podejrzewam, że każdy gdańszczanin odnajdzie tu dobrze znane sobie miejsca. Trzeba przyznać szóstkę za research. Opisy obyczajów i świąt z różnych sfer społecznych, portrety bohaterów obracających się w wielu kręgach społecznych, „żywe” miejsca akcji (obskurne nadmorskie knajpy, eleganckie kurorty, tętniące życiem miasta), czarują czytelniczą wyobraźnię.

Jak przystało na kryminał, nie zabrakło napięcia, które momentami „wbijało w fotel”. Czytelnik znajdzie tu działania pod przykrywką, szyfry, podwójne tożsamości, czyli wszystko to, co powinna dawać powieść szpiegowska.

Czytając, miałam wrażenie, że autor wciela się w operatora kamery, każda scena była dopracowana.

Nie zabrakło też brutalnych fragmentów: są opisy wstrząsających aktów przemocy, które, jak pisze sam autor, są poparte historycznymi wydarzeniami.

Na pewno sięgnę po inne książki o Łyssym.