Fukú! Klątwa, która spoczywa na wielu dominikańskich rodzinach. To trochę sprawka religii, trochę czarów i trochę osadzenia kulturowego społeczeństwa. Jeśli ciąży na tobie ta klątwa – spodziewaj się najgorszego. Życie na pewno nie będzie cię oszczędzać, o nie. Czarna dziura to przy tym „pikuś”. I tylko zafa może odczynić zaklęcie.

Główny bohater Oscar, to typowy ciamajda. Brzydki, gruby, nieatrakcyjny, a do tego dziwny – kreatura nastolatka, nie – Dominikańczyk. Kraj, w którym liczą się tylko macho, Oscara ma po prostu gdzieś. Chłopak żyje fantastyką, a podrywanie dziewczyn mu nie wychodzi. Jego miejsce w społeczeństwie pognębia ojciec pijak, matka furiatka chora na raka i siostra Lola, „ta lepsza (bo udana) połowa rodzeństwa”.

Autor wtyka nam w dłonie „gorący ziemniak”. Z każdej strony przebija egzotyczny klimat Santo Domingo. Wtrącenia hiszpańskie powodują, że język powieści żyje, ma smak. Nadaje fabule energię i koloryt. A wszystko przyprawione szczyptą czarnego humoru. Razić może nagromadzenie wulgaryzmów, choć wydaje mi się, że akurat tutaj dodają całości pieprzu.

Fabuła wychodzi od opowieści o samotnym, acz kochliwym Oscarze, by z biegiem czasu wpleść w nią losy przodków Oscara. Przeklęte fukú spadło na ich rodzinę już w czasach dyktatury Rafaela Leonidasa Trujilla. To ciekawa i barwna trzypokoleniowa saga rodziny dominikańskiej. Mocna i dosadna. Autor porusza się na przestrzeni kulturowej, politycznej i obyczajowej. Powieść różnorodna, inteligentna, przewrotna i pełna drapieżnych emocji.