Barnum Nilsen – zapijaczony autor scenariuszy filmowych – to równocześnie narrator i główny bohater powieści. Od 8 maja 1945 roku snuje historię swoją i swojej rodziny. Młoda Vera Jebsen akurat wtedy zostaje zgwałcona i jej wojna trwa jeszcze 9 miesięcy, aż w taksówce rodzi syna, Freda, po pięciu latach przychodzi na świat Barnum. Jego ojciec, Arnold Nilsen to mężczyzna nieodpowiedzialny, tonący w swych fantazjach.

Dostajemy od autora głównie książkę o dojrzewaniu. Barnum wraca do przeszłości i na wspomnieniach buduje fabułę, gdzie wszystko poszło lawinowo – jedno wydarzenie pociągało za sobą drugie, rodziło konsekwencje, których nie sposób zatrzymać. Autor uwypukla traumy dzieciństwa każdego z nas: tu szkolny wyrzutek, najniższy chłopiec w klasie, w dodatku z idiotycznym imieniem. Odziera się tu dzieciństwo z niewinności – razem z bohaterami doznajemy dziecięcej przemocy, zazdrości i rywalizacji. Głównie szeroko pojęta odmienność jest tutaj motorem wszystkich wydarzeń.

Jest też rzecz o miłości braterskiej – Barnum i Fred mają różnych ojców – „połowicznych” braci, pełnych złośliwości, które mimo wszystko zbliżają. Jakby tego było mało, Christensen koncentruje się na sile kobiet z pokolenia Jebsenów: Stara ucieka w ostatni list zaginionego na Grenlandii męża, Boletta w alkohol, a Vera w ramiona nieodpowiedzialnego męża.

Brak tu porywającej akcji, skupiamy się głównie na wewnętrznych monologach, narracja do łatwych i przyjemnych nie należy. Mimo to, a właściwie przez to, „Półbrat” robi ogromne wrażenie. Książka, z której przebija smutek, a zostają refleksje. Warto podjąć się tej mozolnej degustacji ponad 900 stron, by na końcu docenić jej wartość. Po prostu znakomita proza.