Pola rozpoczyna sentymentalną podróż do przeszłości. Snuje opowieść o rodzinie, bliskich, dzieciństwie, rozbiera swoje wspomnienia, szuka do nich klucza, odnajduje drugie dno. Trochę walczy (zdrapuje strupki), a trochę oswaja przeszłość. Niespiesznie odkrywa rodzinne tajemnice. Fabuła budowana jest na drobiazgach i niuansach, starannie przemyconych przez autorkę – oszczędne dialogi i subtelne gesty, zmuszają czytelnika do czuwania. Chyba każdemu z nas zdarzało się w dzieciństwie „wydłubywać” sobie oko łyżeczką podczas picia herbaty…

Znakomicie udało się oddać atmosferę małej wioski i panujące w niej stereotypy. Jest gęsto i duszno, bywa kłopotliwie. Relacja człowieka z domem jest tu osobista, a wręcz intymna. Kameralność powieści ukazana w zapachu łąki czy zamazanej fotografii, wzbudza nadzieję. Każdy fragment to maksimum emocji przy minimum słów. Książka nostalgiczna, a przy tym z dużym bagażem zagubionych emocji.

Czekam na kolejne powieści autorki.