W ramach akcji „Kobiety wiedzą, co robią” magazynu „Wysokie Obcasy” w Polsce powstały murale Wandy Rutkiewicz we Wrocławiu i Kory w Warszawie. W Rybniku przy ulicy Hallera 11, powstał mural poświęcony wybitnej rybniczance. Mural z podobizną Lidii Grychtołówny, światowej sławy pianistki i honorowego obywatela miasta Rybnika zaprojektowała Marta Frej, feministka, artystka, autorka robiących obłędną karierę na Facebook’u memów. Udało nam się zamienić z nią kilka słów.
Jak postrzegasz akcję „Kobiety wiedzą, co robią”?
Dla mnie to szczególnie ważne, bo kobiety nie są reprezentowane w przestrzeni publicznej wystarczająco często jak na połowę społeczeństwa, połowę, która wsadza w budowanie tego społeczeństwa równy trud jak mężczyźni. W nazwach ulic czy na muralach są głównie nazwiska męskie, kobiety są trochę niedowartościowane w tym obszarze. Uważam, że jest to istotne, bo bohaterka na murze jest symbolem dla dzieci i dla pokoleń młodych, dla dziewczynek i dziewczyn, które wiedzą, że też mogą zostać w przyszłości bohaterkami, mają na to szansę.
Dlaczego prof. Grychtołówna została pokazana akurat w ten sposób?
Przeczytałam książkę, wspomnienia pani prof. Lidii, pomyślałam sobie, że wykorzystam ten portret i mural oprę na zdjęciu, które powstało w sytuacji zupełnie nieoficjalnej. Kiedy pani profesor nie siedzi na sali koncertowej, tylko jest na wakacjach, bo podróże i wakacje – z tego co czytałam – były zawsze ważnym czasem dla pani profesor. Znalazłam zdjęcie, na którym jest, gdzieś w ciepłych krajach, ma głowę owiniętą turbanem, jest w okularach przeciwsłonecznych i widać że jest zrelaksowana. Chciałam wykorzystać ten moment, bo odpoczynek jest równie ważny co praca. Po jednej stronie jest zrelaksowana, a po drugiej stronie jest klawiatura, żeby jednak nawiązać do jej głównej działalności i wielkiego talentu.
Czy Marta Frej ma poczucie jakiejś misji?
Tak, zdecydowanie. Misja i przekaz są dla mnie ważniejsze niż artystyczne spełnienie. Najbardziej zależy mi na tym, żeby wspierać kobiety tym co robię, nieść otuchę, budować siostrzeństwo, żeńską drużynę, która będzie wznosić ten świat.
Czy bycie artystką w XXI wieku jest łatwiejsze?
Na pewno. Biorąc pod uwagę, że możemy studiować od trochę ponad stu lat – bo pamiętajmy, że akademie artystyczne były ostatnimi uczelniami, które wpuściły kobiety w swoje progi – cały czas pamiętam, że to bardzo krótka historia i nadal jest dużo do zrobienia, dlatego się tym zajmuję.
Gdybym nie była Martą Frej malarką, ilustratorką, artystką byłabym…?
Lubię ciężką fizyczną pracę, pracę rękami. Przypuszczam, że byłabym rzemieślniczką, może robiłabym meble. Bardzo możliwe, że pracowałabym w drewnie. Przez całe życie chciałam być też majtkiem na statku, nie wiem czy można to sfeminizować i powiedzieć „majtką”, ale jeśli tak, to byłabym rzemieślniczką lub „majtką”.
Największe marzenie?
Bardzo mnie urzeka praca z ludźmi, zwłaszcza kobietami. Kiedy mogę korzystać z tego, co mi dają i czynić je bohaterkami swojej twórczości. Moim marzeniem jest, żebym zawsze mogła liczyć na Polki, które do tej pory bardzo chętnie brały udział we wszystkich moich projektach i zasypywały mnie tysiącami emaili. Żebym do końca życia budziła ich zaufanie i żeby zawsze chciały ze mną pracować.
Tego też życzymy.