Córka, nie rób mi tego już – tymi słowami zostałam w styczniu przywitana w progu domu, po pięciu miesiącach nieobecności. Przytaknęłam i czułam, że faktycznie tak będzie. Teraz jest czerwiec, a ja mam w kieszeni kolejny bilet lotniczy z wrześniową datą. Trasa: Praga – Chengdu – Shenyang.
Źródło: Dalian, archiwum prywatne
Chiny zakiełkowały mi w głowie w liceum, podczas wybierania kierunku studiów. Odkąd pamiętam, lubiłam język angielski i postanowiłam, że chcę móc porozumieć się z większością ludzi na świecie. Idąc tym tropem, wybrałam język chiński. Obecnie jestem studentką Uniwersytetu Śląskiego w trakcie studiów drugiego stopnia kierunku tłumaczeniowego. Manewruję między trzema językami: polskim, angielskim i chińskim. Na czwartym roku zgłosiłam się do projektu wymiany studenckiej z Northeastern University w Shenyangu, stolicy prowincji Liaoning. Na lotnisku w Pekinie zaczęły się moje Chiny.
Źródło: Szanghaj, fot. Adrian Grabień
Przywitało mnie to dziwne uczucie w nogach, kiedy zdajemy sobie nagle sprawę, że coś dzieje się naprawdę. Jestem osiem tysięcy kilometrów od domu. Kontrola paszportowa, celna. Automaty do ściągania odcisków palców od podróżnych. Na zewnątrz ciepły deszcz i mnóstwo stresu. Przesiadka do jednego ze słynnych chińskich, szybkich pociągów gaotie. Byłam razem z dwójką polskich przyjaciół, którzy również zgłosili się do programu wymiany. Byliśmy jedynymi białymi ludźmi w naszym przedziale. Jakaś mała dziewczynka szturcha mamę i mówi głośno: Zobacz, zagraniczni!. Uśmiecham się do niej, a ona, speszona, odwraca wzrok. – Adam, mamy się świetnie. Możemy mówić, co chcemy, kiedy chcemy i oni myślą zupełnie tak samo – mówię do przyjaciela. – No dobra, ale jedziemy właśnie 302 km/h – zauważa Adam. – Ok, wygrali – kwituję.
Źródło: Granica Chin z Koreą Północną w Dandongu, archiwum prywatne
Shenyang to miasto z ponad ośmioma milionami mieszkańców. W porównaniu do Pekinu czy Szanghaju, jest miejscem rzadziej wybieranym przez osoby z Zachodu, więc nasz widok wzbudzał tam większe zainteresowanie. Pomimo kilku naprawdę pięknych, wartych zobaczenia miejsc, nie jest to miasto turystyczne. Oprócz niego, miałam okazję zwiedzić Pekin, Dalian, Benxi, Harbin i Dandong. Podzielę się kilkoma myślami.
Źródło: Hangzhou, fot. Jakub Sosna
Spostrzeżenie nr 1
Jedzenie. Uwielbiam chińskie jedzenie. Północne dania są mniej pikantne, niż ma to miejsce na południu, za to tłustsze. Typowe śniadanie to xiaolongbao i zhou – bułeczki na parze z farszem mięsnym lub warzywnym i „owsianka” z ryżu. Do tego jajko, youtiao, czyli smażone na głębokim oleju pałki z ciasta i mleko sojowe. Z dań obiadowych absolutnym faworytem dla mnie jest guobaorou – cienkie plastry mięsa w chrupiącej cukrowej skorupce w kwaśnym sosie. Dodam tylko, że kuchnia chińska, jako pomieszczenie w domu, jest inaczej skonstruowana i wyposażona w ogromny palnik przystosowany do woka – dzięki temu udaje się uzyskać krótki czas smażenia potraw, ich specyficzną konsystencję i esencjonalność.
Źródło: Guobaorou, archiwum prywatne
Spostrzeżenie nr 2
Smog. A raczej jego brak. Najprawdopodobniej cały przewiało do Rybnika.
Spostrzeżenie nr 3
Ludzie. Mam pozytywne wrażenia i, pomimo wielu różnic kulturowych, nie spotkałam się z niechęcią. To raczej zdrowe zaciekawienie. Jeśli ktoś tylko próbował traktować nas jak turystów, wyciągałam oręż mandaryńskiego, żeby rozumieli, że bliżej mi do miejscowego niż naiwniaka z zagranicy. Bardziej niż na handlarza należało uważać na kierowców–bombowców. Kultura jazdy jest zupełnie inna niż u nas i klakson to nie ostateczność wyrażająca: Baranie, jak jedziesz!, a znak ostrzegawczy: Uważaj, jadę i prawdopodobnie będę dziko wyprzedzał albo wyskoczę ci z boku. Orientuj się.
Źródło: Pekin, archiwum prywatne
Spostrzeżenie nr 4
Metro. Cudowny, czyściutki wynalazek, zawsze punktualny i wygodny. No, może poza godzinami szczytu, ale wtedy nawet ścieżki rowerowe są zakorkowane. Nie ma również żadnych przeszkód, aby wsiąść do taksówki. Są tanie i szybkie.
Spostrzeżenie nr 5
Zabytki i krajobrazy. Zdjęcia mówią same za siebie. Warto tam być i zobaczyć to na własne oczy.
Wyjeżdżam tam na całe dwa semestry, aby otrzymać podwójny dyplom i nauczyć się języka u źródła. Ale wrócę tutaj, bo tu jest moje miejsce, tu czuję się najlepiej. Niemniej jednak, gorąco polecam zasmakować Państwa Środka osobiście. Wszystkimi zmysłami.