Lilit urodziła się niewolnicą, ale od zawsze wyrażała niezgodę na ten stan. Ciemne moce jej wnętrza dają o sobie znać. Zielone oczy i posmak białej krwi w żyłach zobowiązują… Przemoc i ból panoszący się wszem i wobec sprawiają, że Lilit rozpoczyna nierówną walkę z panami na plantacji, jednak w rezultacie staje po ich stronie i tym samym naraża się na gniew czarnych kobiet. Jej lojalność wobec białego massa równocześnie jest zagrożeniem dla negra planujących zamach.

Autor kupił mnie niezwykłą narracją, wzbogaconą o slang niewolników, która – na początku trudna i niezrozumiała (czytelnik zastanawia się: Kto to tłumaczył?!) – w efekcie staje się nieodzownym elementem tej powieści. Do tego brutalność i wręcz smród zastosowanego języka. Aż chce się warczeć ze złości!

Nie pokusiłabym się o porównanie tej książki z żadną inną. Wulgarna niczym żule pod sklepem, ostra jak brzytwa i dosadna do szpiku kości! Lubię to!