JAKA PIĘKNA KATASTROFA

Minął właśnie rok od czasu, kiedy polski rząd ogłosił stan epidemii. W międzyczasie przekształciła się ona w pandemię, której niestety końca nie widać. Sytuacja, z którą świat ma do czynienia, od roku odciska ogromne piętno na wielu sferach naszego życia. Jedną z największych ofiar tej nierównej walki jest kultura – pierwsza do zamknięcia i ostatnia do otwarcia. Postanowiliśmy więc zadać rybnickim twórcom, animatorom, artystom i organizatorom kultury jedno pytanie: Czy pandemia jest szansą, czy katastrofą dla świata kultury?

Źródło: fot. Czesława Barańska, na zdjęciu Wiola Gaszka

Wiola Gaszka – malarka i pedagog

Ów „świat kultury” to niezwykle złożone pojęcie, wieloskładnikowe i wielowarstwowe. Muzyka, teatr, taniec, plastyka, rozmaite sztuki wizualne, sztuki piękne. Sam akt twórczy odbywa się zwykle w izolacji od świata, w szczególnego rodzaju samotności. Obraz, melodia, choreografia czy wiersz wyłaniają się wpierw z wewnętrznej przestrzeni, by stać się widomym czy słyszalnym dziełem na zewnątrz. I tutaj pandemia zdecydowanie była szansą na zintensyfikowane wglądy wewnątrz siebie, na poszukiwanie nowych form wyrazu, tworzenie nowych jakości w obrębie danej dziedziny sztuki, w której porusza się twórca, jak również na weryfikację poziomu i jakości dotychczasowych działań. Wszelakiej twórczości potrzebny jest jednak odbiorca. Aby doszło do takiego spotkania, konieczna jest prężnie działająca strefa udostępniania kultury (placówki kultury, menedżerowie, galerzyści, mecenasowie) pośrednicząca między twórcami i wykonawcami, a odbiorcami. Wszystkie strony tego szlachetnego szlifu kamienia, mam nadzieję przekonały się o niezbywalnej ważności każdej z jego części. Pandemiczne odosobnienie było zatem szansą. Doświadczaliśmy niedoświadczania siebie nawzajem, co było pewnie często dojmujące, ale wyjawiło na nowo, że jesteśmy istotami sensualnymi i emocjonalnymi oraz że niepodobnym do internetu przenieść wrażeń, które dostępne są wówczas jedynie, gdy jesteśmy w bliskim, bezpośrednim kontakcie. Na początku pierwszego zamknięcia chętnie przyłączyłam się do akcji „Będzie dobrze”. Nie tylko wierzę, ale wiem, że światłość w ciemnościach świeci i mrok jej nie ogarnie. W kontekście sztuki – „piękno w ciemnościach świeci”, jak to jest w tytule niezwykłego wywiadu-książki Anny Kiedo z biskupem Michałem Janochą. Zaś jeśli jestem w miejscu, gdzie jest mało światła, to przestawiam się tak, aby ogrzewało mnie jego ciepło. To ja zmieniam pozycję, by wystawić twarz do słońca, do drugiego człowieka, którego serce świeci, albo… zamykam oczy i widzę to w sobie.

Źródło: fot. Jarosław Lasota, na zdjęciu Karina Abrahamczyk-Zator

Karina Abrahamczyk-Zator – dyrektorka Domu Kultury w Rybniku-Chwałowicach

Można powiedzieć tak: „Każdy kryzys to szansa na rozwój” albo inaczej „Rozwijaj się albo giń”. Ci, którzy przetrwają, będą mieli szansę wejść na przeczyszczone pole. Taki cel wymaga jednak zmiany sposobu myślenia o kulturze. Po ustaniu pandemii animatorzy i artyści będą niezbędni w udzieleniu pomocy wszystkim w sztuce współistnienia. Jako twórcy kultury będziemy potrzebowali nowych kompetencji, nie tylko w sferze cyfrowej, ale również w sferze budowania zaufania i empatii, kierując się zasadą, że bez kultury społeczeństwo nie istnieje.

Źródło: materiały prywatne, na zdjęciu Tomasz Manderla

Tomasz Manderla – muzyk i kompozytor

Pandemia to nietypowy czas, chyba dla wszystkich ludzi. Osobiście dla mnie początkowo to był czas na uporządkowanie wielu zaległych spraw, czas na zatrzymanie, spojrzenie w głąb siebie. Jednocześnie wyłączenie z aktywnego, artystycznego życia i sceny wymagało pewnej adaptacji do nowych warunków, czasem związanych ze zmianą zawodu. Dla jednych szansa na odświeżenie życia, dalszy rozwój (tak jak dla mnie), dla innych sztuka przetrwania, bo przecież trzeba jeść, płacić podatki itd. Wiele rzeczy ulegnie zmianom, jedne przepadną, powstaną nowe. Zmienność to kosmiczny constans. Najbardziej dotkliwy jest brak doświadczania kultury „na żywo”: koncertów, przedstawień, wydarzeń, tych prawdziwych emocji i wrażeń towarzyszących w byciu na scenie lub na widowni. Owszem, wiele wydarzeń przeniosło się do sieci, ale to nie to samo. Poczynając od zdalnych lekcji szkolnych, pracy, aż do kultury online jedno jest pewne – nie jesteśmy gotowi na wirtualne życie. Wierzę, że świat kultury przetrwa, wszak jedyne co po nas pozostaje to sztuka.

Źródło: fot. Michał Koczy, na zdjęciu Julia Wójcik

Julia Wójcik – naczelnik Biura Kultury

Każdy kryzys to szansa na rozwój. Jeżeli przetrwamy tę próbę, niewątpliwie staniemy się silniejsi. Jednak w chwili obecnej pandemia jest przede wszystkim ogromnym wyzwaniem, sprawdzianem dla świata kultury i niestety rozwój kultury zależny jest od wielu czynników, na które ona sama nie ma wpływu. W związku z czym to sprawdzian dla nas wszystkich.

Źródło: materiały prywatne, na zdjęciu Konrad Gontarczyk

Konrad Gontarczyk – rysownik, twórca komiksów

Pandemia odcisnęła piętno na każdym poziomie naszego życia i na pewno w wielu aspektach zmieni się wiele rzeczy. Bo świat jeszcze przed pandemią dążył do świata bezobsługowego, bezdotykowego internetowego. To, co się teraz dzieje, przyspieszyło tylko ten proces również w temacie artyzmu. Natomiast sztuka ma tyle odmian i jest tak nieuchwytna w tylu sposobach przekazywana, że nie da jej się zamknąć w żaden sposób. Nie jest ani szansą, ani katastrofą. Szuka żyje w nas i poza nami. Problem jest bardziej w odbiorze sztuki, szczególnie komercyjnej. W czasach, kiedy trzeba się martwić, co dalej, przestajemy często zwracać uwagę na sztukę, schodzi na dalszy plan w naszym życiu codziennym. Ale jest to – jestem pewien – tylko tymczasowy stan, bo jest nam niezbędna do życia.

Źródło: materiały prasowe UM, na zdjęciu Cezary Biesiadecki

Cezary Biesiadecki – dyrektor Domu Kultury w Rybniku-Boguszowicach

W moim odczuciu katastrofalny. Świat kultury się zmienił. Po pandemii w każdym obszarze nie będzie już taki sam. Uczestnictwo w kulturze to przede wszystkim emocje, których odbiorcy zostali pozbawieni. Kontakt ze sztuką na żywo to niepowtarzalne przeżycie i podróż w głąb siebie dla każdego, także dla artystów. Każdy kontakt jest inny, wyjątkowy, niepowtarzalny, nawet gdy kolejny raz oglądamy sztukę o tym samym tytule. Artysta tworzy, doskonali swój warsztat i chce się podzielić efektem swej pracy. Oczywiście dzięki internetowi dostaliśmy możliwość oglądania wspaniałych wręcz wzorcowych spektakli, wystaw. Możemy wirtualnie wybrać się do muzeum, ale to nie jest bezpośredni kontakt ze sztuką. W chwili obecnej wielu artystów musi się przekwalifikować, dorabiać po nocach, zawiesić swoje kariery, a sztuka niestety jest bardzo zazdrosna. Ponadto młodzi ludzie stojący przed życiowymi wyborami nie będą decydować się na tak trudny i niepewny zawód. Dlatego w moim odczuciu wszystko to, o czym wspomniałem, ma katastrofalny wpływ dla świata kultury.

Źródło: fot. Alicja Sobczuk, na zdjęciu Mateusz Suchan

Mateusz Suchan – aktor i instruktor teatralny

Mam takie wrażenie, że nie my pierwsi zadajemy sobie to pytanie. Był taki moment, kiedy do Polski wchodził komunizm, więc elity wieściły koniec kultury, ale potrzebowano pisarzy, poetów, którzy będą pisać dla partii. Później wszedł kapitalizm, zaczęto szukać grafików i fotografów, którzy będą zasilać marketing. Teraz w czasie pandemii okazuje się, że kultura filmowa wiedzie prym, każdy szuka montażystów, realizatorów. Czytam bardzo często ostatnio takie zdanie, że wracamy do normalności, że powoli już wracamy, że już jest dobrze, że za chwilę znowu otworzą teatry, kina i będzie jak było. A ja chyba jestem zbyt cyniczny i zbyt zmęczony, żeby wierzyć w takie rzeczy. Ja myślę, że nie istnieje coś takiego, jak szansa dla kultury czy zagłada dla kultury. Bo człowiek kultury potrzebuje, jest to jakaś potrzeba głęboko zakorzeniona. Tak jak pisał Tetmajer w „Końcu wieku XIX”: „Użycie?… Ależ w duszy jest zawsze coś na dnie, co wśród użycia pragnie, wśród rozkoszy żąda.” Jest coś potrzebnego człowiekowi i było zawsze od malowideł w Lascaux, przez średniowieczne misteria, aż po teatr współczesny. Coś wyższego. Nie wierzę natomiast, że to, jak wyglądał świat pięć, dziesięć lat temu, teraz ma szansę przetrwać. Kultura na świecie, a zwłaszcza w Polsce (choć nie jestem zwolennikiem ojkofobicznego mówienia, że wszystko co w Polsce jest gorsze) w jakimś momencie przestała nawet chcieć. Za szybko zmieniało się to, co trzeba robić, co produkować. Daleko mi od takich katastroficznych wizji, niemniej uważam, że pandemia to jest nic. Ja uważam, że pandemia nic nie zmieniła, ona przyspieszyła – to na pewno, ale nie zmieniła tego, co w sztuce i kulturze dzieje się od lat – trywializacji, komercjalizacji, globalizacji. Zwłaszcza to ostatnie tę kulturę zmienia. Dopóki żyliśmy w swoich miasteczkach, dopóki teatr miejski grał dla ludzi z miasta, jakoś się to kręciło. Mając jednak dostęp do sztuki i kultury z całego świata internetowo (czego świadomość pandemii jeszcze podniosła), kultura została przedstawiona takim samym prawom rynku, jak inne branże. Nie chodzi tu o pieniądze, ale o czas. Człowiek, mając dostęp do szwedzkiego stołu, nie je już tego, co jadł codziennie. W tym wszystkim spokoju dodaje mi tylko myślenie, że trzeba robić, co się robi, najlepiej jak się potrafi, wspierać innych twórców w obliczu wszechobecnej optymalizacji i komercjalizacji. A co najważniejsze, nie mieć do siebie żalu, gdybym miał się przebranżowić. Tak jak już zrobiły to setki czy tysiące artystów w czasie pandemii. Wybitne jednostki, tworzące sztukę innowacyjną, świeżą – przetrwają, bo znajdą na nią popyt, nieważne jak daleko będzie odbiorca. Ci natomiast, którzy działają lokalnie, zajmują się rzemiosłem, czy kulturą lokalną – tych czeka trudny okres walki o odbiorcę. Tacy jak ja, twórcy kultury, znowu będą musieli się przebranżowić, bo poza sztuką mają rodziny, kredyty, ziemskie miłości i zawiści. To jest w porządku. Dla Kultury jako takiej, jako pojęcia, to niewielka strata. Tylko ludzi szkoda, szkoda tego nawracającego stresu.

Źródło: fotos z fimu "Jo był ukradziony", na zdjęciu Remigiusz Michalik

Remigiusz Michalik – aktor i rekonstruktor

Pandemia jest katastrofą dla kultury. Choć może nie tyle sama pandemia, co ogłaszane przez rząd obostrzenia. Nie mnie oceniać, czy tak mocne zakazy, praktycznie wyłączające z działalności szeroko pojętą kulturę, były wskazane. Jednakże z uwagi na to, że życie uczy ludzi kreatywności, daje się zauważyć alternatywy do bezpośrednich kontaktów z widzem – relacje na żywo itp. Choć nawet najwygodniejsza pozycja w fotelu domowym nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z aktorami teatralnymi, odczuwania akcji filmu w sali kinowej, grupowego śmiechu na widowni podczas występów kabaretowych, organoleptycznego kontaktu ze sztuką w muzeach, wystawach itp.

Źródło: fot. Piotr Bukartyk, na zdjęciu Michał Wojaczek

Michał Wojaczek – dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej

Pandemia jest… wyzwaniem. Bardzo poważnym, nie tylko dla świata kultury, ale dla całej cywilizacji. Patrząc historycznie na podobne kataklizmy, za niedługi już czas powinniśmy się uporać z tym wirusem. Jednak nigdy wcześniej nie żyliśmy w czasach mediów społecznościowych i nadprodukcji, często niekontrolowanej informacji, gdzie wirus ma drugie życie… Dostęp do kultury na żywo, w mojej opinii, może być antidotum na zmęczone pandemią społeczeństwo i odskocznią od wirtualnej rzeczywistości, która w trakcie pandemii nas osaczyła…

Źródło: fot. Marcin Giba, na zdjęciu Nina Giba

Nina Giba – organizatorka Rybnickiego Festiwalu Fotografii

To zależy w jakim sensie / w jakim aspekcie pandemia może oznaczać katastrofę lub szansę dla kultury. Szansę – owszem, jeśli ośrodki kultury zwlekały z cyfryzacją. Pandemia dała impuls do przyspieszonego działania w tym kierunku. A z danych GUS-u opublikowanych kilka miesięcy temu wynika, że w 2020 roku dostęp do internetu zwiększył się o prawie 4%, co daje blisko 90% gospodarstw domowych w Polsce korzystających z sieci. Spoko, ale powstaje pytanie: w jaki sposób korzystających? W moim odczuciu, szybko rosnąca populacja osób niewykluczonych cyfrowo nie daje gwarancji, że nasz twór kultury wrzucony do internetu trafi szeroko. Poza tym nie wszystko „dobrze wygląda” na ekranie [ja np. niechętnie odwiedzam wirtualne galerie sztuki]. Z drugiej strony nie sposób zaprzeczyć, że narzędzia takie jak telefon i komputer z dostępem do sieci stanowiły – chyba najmocniej właśnie w pandemii – i stanowią prawdziwe okno na świat. Na cały bogaty świat.

Jeśli jednak przyjąć, że kultura bierze udział w socjalizacji jednostki, to zapośredniczenie cyfrowe będzie czytane jako katastrofa. A przynajmniej marny substytut. Dla nas – organizatorów Rybnickiego Festiwalu Fotografii – największą trudnością w 2020 roku było utrzymanie formuły „żywych spotkań”, z których przecież słyniemy. Dlatego od początku wybuchu pandemii odrzucaliśmy zrobienie 17. edycji Festiwalu online. Zaczekaliśmy na termin „bezpieczniejszy” niż marzec i dostępny dla wszystkich osób partycypujących w programie, tak aby żywe uczestnictwo, zarówno autorek i autorów, jak i publiczności, było możliwe. Ostatecznie RFF odbył się we wrześniu przy 50-procentowym obłożeniu sali i zachowaniu pełnego reżimu sanitarnego.

Zdobyliśmy przy tym nowe doświadczenie. Po raz pierwszy w historii przeprowadziliśmy zapisy poprzez specjalny e-formularz, połączony z deklaracjami zdrowotnymi. Aby uniknąć sytuacji, że na ograniczonej przez sanepid przestrzeni znajdzie się więcej osób niż zezwalają rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, musieliśmy „się policzyć” jeszcze przed imprezą. Ponadto część gastronomiczną wystawiliśmy na rozległy taras, aby uczestnicy mogli posilać się na świeżym powietrzu, co uzmysłowiło nam, jaki potencjał drzemie w tym miejscu na Fundacji PGE Energia Ciepła w Rybniku. I choć spontaniczność została zastąpiona dyscypliną, to uważamy, że bezapelacyjnie warto było zorganizować Festiwal offline. Zresztą zostaliśmy wyróżnieni w Plebiscycie Fotograficzne Wydarzenie Roku 2020, co potwierdza wszystko, co napisałam.

Niestety w kontekście zawodowym uważam czas pandemii za katastrofę. Agencja taka jak ta, w której pracuję na co dzień [Star Manager], dostała totalnie po tyłku w kontekście wykonalności. Nie sposób było przenieść dużych eventów kabaretowych do sieci. Ryjek, Kabaryjton, Legendarny Kosmiczny Mecz, Kabaretowy Dzień Kobiet w Niemczech, cała trasa Kabaretu Młodych Panów, Kabaretu Czesuaf i wielu innych osobistości, z którymi współpracujemy – wszystko zostało po prostu odwołane. Oczywiście mamy pozytywne przykłady radzenia sobie z tą sytuacją przez artystów i podejmowania przez nich prób wirtualnego występowania, bo jak wiadomo: potrzeba matką wynalazku. Ale nie są to działania, które na 100% wejdą do repertuaru aktywności tych artystów. Po prostu w 2020 roku wszyscy bardziej potrzebowaliśmy sztuki, a jej twórcy jakiekolwiek kontaktu ze swoją publicznością. Tylko jak długo jeszcze można „żyć bez braw”? Na koniec, może zabrzmię śmiesznie i filozoficznie, ale uważam, że nie zjawiska a ludzie kreują szanse i zagrożenia.

Publikacja: 26-03-2021

Cookies

Ta strona wykorzystuje pliki cookies w celu zapewnienia maksymalnej wygody w korzystaniu z naszego serwisu.
⟶ Czytaj więcej